Zima jest bardzo mroźna tego roku. Do karmnika mojej babci przylatują ptasi smakosze słonecznikowego ziarna. Kot oblizuje się językiem, na całe szczęście dla wygłodniałej gromadki, zza okna.
Mam dobre miejsce, przy kaloryferze i amatorski aparat cyfrowy, teraz tylko wystarczy nacisnąć guzik i zdjęcie gotowe. Zawsze było ich mnóstwo dziś chyba nie mam szczęścia. Większość czasu spędzam na czekaniu. Cierpliwość to bardzo ważny element fotografii przyrody (niecierpliwym polecam np. drzewa). Pierwsze pojawiły się sikorki. Moja radość nie trwa długo. Niezwykle trudno zrobić im fotkę. Zwinnie przeskakują z gałązki na gałązkę. Zanim nastawiłam ostrość, sikorka szybko wskoczyła do karmnika, porwała ziarnko słonecznika i ślad po niej zaginął. Znów czekanie. Tym razem nalot rozpoczynają mazurki, a w chwilę potem pojawiają się dzwońce. Świetnie, jest ich naprawdę wiele. “Bar wzięty!” Mazurki są towarzyskie. Wysypują dużo ziarna i razem z dzwońcami skubią je z ziemi. Wyglądają na zgraną paczkę, ale czasem zdarzają się konflikty. Gdy w karmniku zrobiło się pusto, wróciły sikorki – trzy. Nastawiłam obiektyw na karmnik z nadzieją, że prędzej czy później jakaś sikorka usiądzie w polu ostrości. Długo nie trzeba było czekać.
Mam dużo ciekawych ujęć.
Babcia dosypuje słonecznik raz dziennie. Doskonale wie, że musi je dokarmiać do końca zimy.
Karmnik w ogródku to doskonała okazja do podglądania ptasich igraszek.
Ewa Bartkiewicz